Szukaj na tym blogu

niedziela, 18 grudnia 2016

Mówić czy nie mówić?

Dzisiaj natrafiłam na wpis wymieniający tematy, których nie powinno się poruszać w rozmowie z osobą poruszającą się na wózku inwalidzkim. Tak się składa, że z większością tez się nie zgadzam. Owszem, nie poruszam się na wózku (choć jak już pisałam wcześniej, wielu usilnie twierdzi, że balkonik to wózek :), ale myślę, że jakaś analogia zachodzi. Dlatego też postanowiłam odnieść się do wpisu autorstwa Richarda Colemana „5 Things You Shouldn`t Say To A Person In A wheelchair". Autor wymienia pięć wypowiedzi, których nie powinno się kierować do osoby poruszającej się na wózku.

Stwierdzenie nr 1: Ostrożnie, może cię przejechać

Może nie tyle się z tym nie zgadzam, ile nigdy się nie spotkałam. Raczej słyszę „Ostrożnie, przepuść panią" lub „Ostrożnie, przepuść dziewczynkę" (co mimo świadomości mojego młodego wyglądu czasem jednak troszeczkę frustruje). Ale oczywiście każdy ma inne doświadczenia.

Stwierdzenie nr 2: Przepraszamy, nie możesz tu wejść.

Kolejne zdanie, którego nigdy nie usłyszałam. Wchodzę do wielu miejsc bez windy prosząc o wniesienie balkonika, co jest zdecydowanie łatwiejsze niż wniesienie wózka. Ale muszę przyznać, że zanim zaczęłam prosić, też uważałam, że nie mogę tam wejść. A jednak mogę (co nie zmienia faktu, że czekanie na potencjalnego wybawcę przed niektórymi budynkami ze schodami to za każdym razem lekcja cierpliwości. Zwłaszcza, kiedy na dworze zima...).

Stwierdzenie nr 3: Nie pij, kierujesz

W tym temacie z kolei ja sama żartuję sama z siebie. Ilekroć ktoś pyta, czy mogę wypić lampkę wina, odpowiadam, że jak najbardziej, bo przecież i tak się chwieję... W końcu nikt nie zauważy :)

Stwierdzenie nr 4: Nie pędź tak

Tutaj mam najmniej doświadczenia. Zawsze raczej słyszałam pytania w stylu: „Nie za szybko?". Nie, nie za szybko. Jeśli będzie, na pewno zasygnalizuję,

Stwierdzenie nr 5: Co ci się stało?

To pytanie, bez względu na jego formę, nigdy mnie nie oburzało. Tak naprawdę to uważam, że ludzie powinni pytać. Wówczas dysfunkcja przestaje być tematem tabu i nie jest podwaliną muru dzielącego pytającego,pytanego. Oczywiście najpierw pytany musi przepracować w swojej głowie, że mówienie o niepełnosprawności niekoniecznie boli, a rozmówcę może jedynie oswoić z tematem.

Oczywiście, wszystko jest tutaj bardzo indywidualne. To, co razi autora, mnie akurat nie musi. Wydaje mi się jednak, że ważne jest „odwrażliwienie" na pewne sprawy i nabranie dystansu do samego siebie. Wówczas łatwiej obu stronom. 

Ask More Questions Signage

środa, 30 listopada 2016

Cuda się zdarzają (3)

Po uzbieraniu całej kwoty niemal natychmiast napisałam do Szwajcarii. Spodziewałam się, że przywiozą mi sprzęt, zademonstrują, jak używać i już. A tu kolejna niespodzianka... Dostałam wiadomość, że najlepiej byłoby, gdybym znowu przyjechała do Solothurn. Automatycznie pomyślałam, że to wiąże się dla mnie z dodatkowymi kosztami. Nie napisałam tego w mailu, ale widocznie z jego tonu dało się wyczuć moje wątpliwości. Dostałam bowiem propozycję pokrycia większości kosztów pobytu. Nie omieszkałam skorzystać i niecały tydzień później leciałam do Szwajcarii.

Zajechawszy na miejsce, niemal od razu miałam przymiarkę do sprzętu. Martin, twórca metody, zapoznał mnie z mechanizmem działania, którym byłam (i jestem) zachwycona. Oprócz rehabilitacji miałam zapewnione również inne atrakcje, których w życiu bym się nie spodziewała. Samo miasteczko okazało się na tyle urokliwe, że można zostawić tam swoje serce.


Znowu wróciłam do Polski podbudowana. Przygoda jednak trwa dalej. Sprzęt od niedawna jest u mnie. Teraz dopiero zaczyna się najważniejsze. Jakie będą efekty, tego dokładnie nie wiem. Wiem tylko, że teraz wszystko zależy ode mnie i od Kogoś, Kto mnie tam pokierował. W zasadzie kolejność powinna być odwrotna. Niemniej jednak to Jemu należą się największe podziękowania. Ale oczywiście serdeczne dziękuję również tym, którzy wspierali mnie w jakikolwiek sposób, nie tylko finansowy <3

czwartek, 17 listopada 2016

Cuda się zdarzają (2)

Kiedy ochłonęłam z emocji, zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób zdobędę pieniądze na sprzęt. Nigdy wcześniej nie zbierałam pieniędzy, nawet nie mam subkonta na 1% podatku. Zawsze uważałam, że inni bardziej potrzebują. Ale przede wszystkim nie pozwalała mi na to chyba moja duma. No i po raz kolejny okazało się, że trzeba przekroczyć samą siebie i zrobić coś, co należało do kategorii "Nigdy w życiu". Napisałam do pewnej fundacji, odmówili. Owszem, miałam możliwość zwrócenia się do innych, o szerszym spektrum działania. Ale to już przekraczało moje możliwości - kiedy widziałam apele o wsparcie ich autorstwa i myślałam, że ktoś o mnie miałby pisać w ten sposób... Nie, nie i jeszcze raz nie. Jakoś w tym samym czasie moja znajoma zorganizowała akcję na zrzutka.pl. Pomyślałam, że to może jest wyjście, bo przecież tam opis akcji tworzy się samemu. Ale prosić znajomych... Bez sensu. Z drugiej strony nie miałam innego pomysłu. I tak od grudnia do marca nosiłam się z zamiarem zorganizowania akcji. W marcu założyłam konto, tydzień później zamieściłam opis, a po kilku dniach, z wielkim oporem, udostępniłam.

Koniec zbiórki wyznaczyłam na 30 września. Mimo że odzew był ogromny, stan konta zwiększał się powoli. 18 września miałam uzbierane około 30%. Dzień później wróciłam dość późno do domu i od niechcenia zajrzałam na konto. Nie wierzyłam własnym oczom. Uzbierałam całą kwotę! Wszystkich ogarnęła euforia, a ja przypomniałam sobie pewną historię. 11 września, będąc na uroczystościach odpustowych w Tulcach, usłyszałam zza pleców "proszę, to dla Ciebie". Zupełnie nieznana mi osoba założyła na moją rękę różaniec wyjaśniając, że pochodzi z sanktuarium w Oborach, gdzie znajduje się cudowny wizerunek Matki Boskiej. Obiecała też, że pomodli się za mnie u św. Charbela. Nie wiem, czy zdążyła pojechać tam, zanim wpłynęły pieniądze. Ale wiem, że na pewno nieprzypadkowo ją tam spotkałam. Zresztą jak twierdziła Edyta Stein, w życiu nie ma przypadków.

Teraz pozostało tylko sprowadzić sprzęt. Ale to kolejny rozdział tej historii.

Image result for matka boska oborska

poniedziałek, 7 listopada 2016

Cuda się zdarzają

W zeszłą sobotę wróciłam z mojej podróży po marzenia. Podróży, która zaczęła się w zeszłym roku (chociaż może trwa całe życie?), kiedy szukając w internecie czegoś zupełnie innego niespodziewanie natknęłam się na "coordination dynamics therapy", Wczytałam się dokładnie w założenia tej metody i okazało się, że to może być coś dla mnie. Terapia zakładała bowiem odbudowę połączeń nerwowych z wykorzystaniem odpowiednich ćwiczeń. Nie myśląc wiele napisałam do twórcy tej metody. Moje przypuszczenia okazały się słuszne, konieczny był jednak przyjazd do Szwajcarii. Wiedziałam, że to jest dla mnie szansa, ale wątpliwości było dużo: koszty podróży, względy techniczne, sensowność wyjazdu. Po przemodleniu i usłyszeniu od kogoś "jedź" (tutaj dziękuję temu komuś :*) podjęłam decyzję i kupiłam bilety na samolot. Sama siebie nie podejrzewałabym o takie szaleństwo, ale kierując się brakiem czasu (goniły mnie wtedy terminy) zaplanowałam tę podróż na... jeden dzień. Kiedy obwieściłam moją decyzję, nie zabrakło zaskoczenia i sprzeciwów. Ale klamka zapadła, za bilety mi nie zwrócą .

Mimo że lotnisko w Bernie znajduje się znacznie bliżej Solothurn, do którego musiałam dotrzeć, niż lotnisko w Zurychu, wybrałam to drugie ze względu na korzystniejsze ceny biletów i czas trwania lotu. Jak się okazało, lepiej nie mogłam wybrać. Zarówno z Berna, jak i z Zurychu musiałabym jechać pociągiem. Nie znałam obu miast, tak więc nie wiedziałam, jak dostanę się z lotniska na dworzec. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu, w Zurychu wystarczy zjechać windą w dół i jest się na dworcu.

Myślałam, że tylko do pociągów w Polsce trudno się dostać. Jak się okazało, część pociągów w Szwajcarii ma identyczne wejścia. Z pomocą innych pasażerów przy wnoszeniu balkonika udało mi się jednak dostać do środka.

Na miejscu ktoś już na mnie czekał (pierwsze pozytywne zaskoczenie - nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym, żeby ktoś, z kim jestem umówiona na wizytę, zapewniał mi transport). Na miejscu czekał już na mnie profesor, który przeprowadził wywiad i dokonał oceny mojego stanu na podstawie sesji treningowej z wykorzystaniem specjalnego urządzenia stosowanego w coordination dynamics therapy. A ocena była taka, że mam duże szanse na poprawę, ale musiałabym codziennie ćwiczyć na odpowiednim sprzęcie, który do najtańszych nie należy.

Wracając nie myślałam jeszcze, skąd wezmę pieniądze. Dla mnie najważniejsze było, że jest nadzieja. Zresztą na tamten moment może jeszcze ważniejsze były bezproblemowa jazda pociągiem i załatwienie odpowiedniej asysty na lotnisku (przysługującej każdej osobie niepełnosprawnej), którą mimo uprzedniego zgłoszenia przydziela się de facto tak naprawdę przy odprawie. Tutaj napotkałam pewne trudności. Na początku ucieszyłam się, bo odkryłam odrębne stanowisko do załatwiania spraw tego typu. Później przestało mi być jednak już tak wesoło, ponieważ pan z obsługi lotniska oznajmił mi, że nie mogę dostać mojego balkonika w trakcie przesiadki w Kopenhadze (tak, lecąc do Szwajcarii przesiadałam się w Kopenhadze!) i że musi on być nadany oddzielnie, a mnie przewiozą wózkiem inwalidzkim. Wydawało mi się, że zdołałam wytłumaczyć temu panu, jak przebiegała moja podróż do Zurychu (dostałam balkonik podczas przesiadki), sposób mojego poruszania się (nigdy nie jeździłam na wózku inwalidzkim) i to, że dla mnie dystans z punktu odpraw do samolotu nie jest za duży (pan uważał, że nie dam rady). Do samolotu szłam przy balkoniku, za to w Kopenhadze czekali na mnie z wózkiem inwalidzkim. Po 10 minutach dopytywania z mojej strony "dlaczego?", przydzielona mi asystentka powiedziała "widzę, że Pani tego nie lubi". "Tak, rzeczywiście", odpowiedziałam. "Jak Pani chce, może Pani iść za wózkiem". Z ochotą przystałam. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko wózkom inwalidzkim. Po prostu nie godzę się na udowadnianie mi, że potrafię mniej niż w rzeczywistości. Mało w tym pokory (w zasadzie wcale jej tam nie ma), ale nie potrafię inaczej.

Wróciłam do domu szczęśliwa nie tylko dlatego, że jest dla mnie szansa. Dla mnie równie ważne było to, że całą podróż zaplanowałam i odbyłam sama (poza transportem na i z lotniska). Taki kolejny mały cud w moim życiu. Jak się okazało, nie ostatni w tej historii. Ale o tym w kolejnym wpisie.
Matterhorn, Alpine, Zermatt, Mountains

czwartek, 20 października 2016

Pan kotek był chory. Nie niepełnosprawny

Dzisiaj przypomniał mi się ulubiony wiersz z dzieciństwa - "Chory kotek" Jachowicza. A może raczej słowa, które w pewnym momencie tam padają: "źle bardzo, gorączka... źle bardzo, koteczku... oj długo Ty długo poleżysz w łóżeczku...".

Często utożsamia się niepełnosprawność z chorobą. I to nie tylko na płaszczyźnie językowej, używając zamiennie określeń "choroba" i "niepełnosprawność", ale również poprzez przypisywanie tym pojęciom tych samych znaczeń. Tymczasem, najkrócej rzecz ujmując, choroba dotyczy wyłącznie organizmu. Z kolei niepełnosprawność to według Konwencji o Prawach Osób Niepełnosprawnych wynik interakcji nieprawidłowości na poziomie organicznym z barierami różnego typu. O ile więc choroba ma wymiar medyczny, o tyle niepełnosprawność bardziej społeczny. Dla mnie osobiście różnicę pomiędzy chorobą a niepełnosprawnością definiuje fakt, że niepełnosprawności się nie leczy. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę tylko dysfunkcję, czyli nieprawidłowość w funkcjonowaniu organizmu, mówimy najczęściej o rehabilitacji, nie leczeniu. Niepełnosprawność wynika z choroby, nigdy odwrotnie.

Traktowanie tych dwóch pojęć w kategorii synonimów powoduje, że osoby niepełnosprawne są nieraz na siłę wpychani do łóżka, choć nie mają gorączki, tak jak kotek. I choć osoby wpychające mają bardzo dobre intencje - chcą kogoś chronić, to tak naprawdę bronią świat przed tym kimś i pozbawiają go potencjału, jaki może on mu dać.

Cat, Pet, Romeo, Look, Pact





poniedziałek, 17 października 2016

Pudełko

Zarówno praca nad doktoratem, jak i osobiste doświadczenia pokazały, że niepełnosprawność zmienia sposób patrzenia na kobiety niepełnosprawne. Nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie ta zmiana ma swoje korzenie - w głowach kobiet czy postawach społecznych. Jedno jest pewne - między tymi dwoma źródłami zachodzi silna interakcja (osobiście stawiałabym na to drugie, ale pewna nie jestem). Niezależnie od tego, na którym źródle się opieramy, skutki często są takie, że niepełnosprawność traktujemy jako balast, który ogranicza nas na każdym kroku.
Nie tak dawno uczestniczyłam w warsztacie pod tytułem "Jak wyjść z pudełka?". Tytułowe pudełko to przekonanie, które często ogranicza nas w szukaniu najbardziej optymalnych rozwiązań. Wtedy zastanawiałam się, w jakich pudełkach znajduję się ja. Kilka zidentyfikowałam, ale jak się okazało, nie wszystkie.

Jakiś czas później przeczytałam opracowanie na temat zagadnienia kobiety w myśli (a jakże) Edyty Stein. Autorka stwierdziła, że krzyż Edyty pozwolił jej osiągnąć głębszy wymiar kobiecości. I wtedy wszystko złożyło się w jedną całość.

Wiem, że dla wielu wyda się to absurdalne, ale może by tak wyjść z pudełka traktowania niepełnosprawności jako czegoś ograniczającego, a zacząć postrzegać ją jako pewnego rodzaju... szansę? Szansę, którą można wykorzystać nie tylko w sposób tak wzniosły, jak Edyta, ale również bardziej prozaiczny, na przykład organizując jednodniową eskapadę do Szwajcarii celem konsultacji medycznych, jak ja. Ale o tym kiedy indziej.
Box, Case, Opened, Package

niedziela, 16 października 2016

You`ve been my inspiration...

Kilka dni temu natrafiłam na artykuł o Haben Grima, pierwszej głuchoniewidomej absolwentce Harvardu. Haben prowadzi zwyczajne życie - tańczy, pływa na desce i robi milion innych rzeczy. W związku z tym, jak to często bywa w przypadku aktywnych osób niepełnosprawnych, jest dla wielu "inspirująca". Przecież w obliczu tylu przeciwności wynikających z niepełnosprawności podejmowanie się jakiegokolwiek zadania jest nie lada wyzwaniem. Jak komentuje sama Haben, nie chce być dla nikogo inspirująca w tym znaczeniu tego słowa. Ona po prostu żyje. I stara się przekonać organizacje do traktowania
niepełnosprawności w kategoriach wartości, która może przyczynić się do rozwoju organizacji, choćby poprzez wprowadzenie nowych technologii.

Podpisuję się pod tym obiema rękami. Często spotykam się z podziwem. Powody są różne: ukończenie studiów, podjęcie doktoratu, sprzątanie, gotowanie, praca... W zasadzie jest to miłe, tylko sęk w tym, że są to normalne czynności, za które osób sprawnych raczej się nie podziwia. A poza tym postrzeganie w tych kategoriach pociąga za sobą przypinanie etykietki superbohaterki z krajów egzotycznych, która uniemożliwia patrzenie na mnie jak na zwyczajną Anię.

Zgadzam się również, że sama niepełnosprawność może stać się inspiracją, ale co najwyżej do szukania nowych rozwiązań włączających. Ale o tym napiszę kiedy indziej.

Oczywiście bycie dla kogoś inspiracją jest bardzo pozytywne. Z tą tylko różnicą, że inspiracją jest moja osoba, a nie czynności dnia codziennego, które wykonuję "mimo niepełnosprawności".

czwartek, 13 października 2016

Podwójna dyskryminacja

Dzisiaj chciałam napisać o pewnym paradoksie. Zarówno w literaturze, jak i w różnego typu dokumentach prawnych można znaleźć opinię, że niepełnosprawne kobiety są dyskryminowane z powodu dwóch "atrybutów": niepełnosprawności i kobiecości. Meekosha (2004) doszła do wniosku, że niepełnosprawność jest intensyfikowana przez gender (z różnych względów mam alergię na to słowo, ale musiałam je tutaj użyć). Według niej kobiety niepełnosprawne są odbierane jako bardziej pasywne oraz bezsilne, a męskość u mężczyzn jest niepełna. Kilka zdań wcześniej czytamy, że osoby niepełnosprawne są odbierane jako bezpłciowe i aseksualne oraz że takie postrzeganie nie oznacza, że gender (stosując nazewnictwo autorki, ja wolę mówić o kobiecości), nie ma nic wspólnego z niepełnosprawnością. A dla mnie oznacza. Jeśli przyjmiemy bowiem, że kobiety niepełnosprawne są uważane za bezpłciowe, oznacza to odzieranie ich z kobiecości i negowanie jej. A jak mogę być dyskryminowana z powodu czegoś, czego w domyśle nie ma? Moim zdaniem nie mogę. W tym samym artykule kawałek dalej jest przytoczona publikacja autorstwa Grue oraz Tafjord Laeurm (2002), którzy stwierdzili, że niepełnosprawne matki są postrzegane jako niezdolne do macierzyństwa osoby wymagające wsparcia. Później dochodzą do wniosku, że chcą one pokazać społeczeństwu ich zdolność do macierzyństwa, a tym samym wejść w role społeczne. Z tym się akurat już mniej zgadzam. Takie pragnienie pochodzi z wnętrza.
Może macie inne doświadczenia, ale ja nigdy nie czułam się dyskryminowana jako kobieta. Jeśli już, to znaczenie miała niepełnosprawność. No cóż, w moim odczuciu gender znowu namieszał.

sobota, 8 października 2016

Delfin też człowiek?

Niedawno na Facebooku przeczytałam o badaniu przeprowadzonym w Finlandii wśród kobiet do 25 roku życia, które dokonały aborcji. Naukowcy doszli do wniosku, że aborcja nie zwiększa ryzyka problemów ze zdrowiem psychicznym (dokładniej rzecz ujmując, ryzyko chorób psychicznych u kobiet, które dokonały aborcji jest takie samo, jak u pozostałych). Moim zdaniem badanie to ma jedno główne ograniczenie: wiek badanych. Syndrom poaborcyjny pojawia się nawet po wielu latach od dokonania aborcji, więc dobór próby jest zbyt wąski. Poza tym jeden z członków zespołu badawczego stwierdził, że uzyskano spodziewane wyniki. Wyczuwam tu pewną manipulację, choć oczywiście mogę się mylić. Napisałam o swoich wątpliwościach w komentarzu no i oczywiście wywołałam lawinę. Wiele osób uważa, że coś takiego jak syndrom poaborcyjny nie istnieje. Ja akurat jestem przekonana, że jest odwrotnie - syndrom poaborcyjny to odmiana zespołu stresu pourazowego (zainteresowanych odsyłam do dwóch artykułów: http://www.rachelsvineyard.org/PDF/Articles/Abortion%20and%20Post%20Traumatic%20Stress%20Disorder%20-%20Theresa%20.pdf
http://zywanadzieja.pl/attachments/PTSD.PAS.PAD.pdf). Ale celem tego posta nie jest przekonywanie do mojej racji. Dyskusja miała ciąg dalszy. Napisałam, że temat aborcji mnie dotyka trochę bardziej, bo jestem niepełnosprawna w stopniu znacznym (to prawda, pominęłam fakt, że nie od urodzenia) i że nie potrafię przejść obojętnie obok faktu, że na Zachodzie zabija się tak dużo dzieci, u których podejrzewa się wadę genetyczną (choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla rodziców taka wiadomość często jest szokiem). I znów morze komentarzy: że to nie są dzieci, że każdy ma prawo wyboru, że ktoś jest chory i wolałby nie żyć. Mogłam to przewidzieć. Ale jedna reakcja zaskoczyła mnie całkowicie. Przeczytałam, że myślimy o dzieciach, a zapominamy o... delfinach, które pracując z tymi dziećmi dostają depresji i popełniają samobójstwo.
Myślę, że świętemu Franciszkowi z Asyżu nie do końca o taką miłość do stworzenia chodziło.

czwartek, 6 października 2016

Konwencja (2)

Dzisiaj postaram się pokrótce omówić pozostałe punkty preambuły:

(b) uznając, że Narody Zjednoczone, w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz w Międzynarodowych Paktach Praw Człowieka, ogłosiły i uzgodniły, że każdy ma prawo do korzystania ze wszystkich praw i wolności ustanowionych w tych dokumentach, bez jakiegokolwiek rozróżnienia,
c) potwierdzając powszechność, niepodzielność, współzależność i powiązanie ze sobą wszystkich praw człowieka i podstawowych wolności oraz potrzebę zagwarantowania osobom niepełnosprawnym pełnego z nich korzystania, bez dyskryminacji,
(d) przywołując Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, Międzynarodową konwencję w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji rasowej, Konwencję w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet, Konwencję w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania, Konwencję o prawach dziecka oraz Międzynarodową konwencję o ochronie praw wszystkich pracowników migrujących i członków ich rodzin,
Punkty b-e odsyłają do szeregu dokumentów, które nie sposób w pełni omówić. Najistotniejszy jest tutaj aspekt równości praw wszystkich obywateli.
(e) uznając, że niepełnosprawność jest pojęciem ewoluującym i że niepełnosprawność wynika z interakcji między osobami z dysfunkcjami a barierami wynikającymi z postaw ludzkich i środowiskowymi, które utrudniają tym osobom pełny i skuteczny udział w życiu społeczeństwa, na zasadzie równości z innymi osobami,
Rozumienie niepełnosprawności zmieniało się na przestrzeni lat. Jej definicja nie jest jednolita również dzisiaj, różni się w zależności od stosowanego modelu. Konwencja podkreśla wielopoziomowość pojęcia i akcentuje, że niepełnosprawność jest wynikiem interakcji nieprawidłowości w funkcjonowaniu organizmu z barierami mentalnymi i środowiskowymi.  
(f) uznając znaczenie zasad i wytycznych zawartych w Światowym programie działań na rzecz osób niepełnosprawnych i w Standardowych zasadach wyrównywania szans osób niepełnosprawnych oraz ich wpływ na popieranie, formułowanie i ocenę polityki, planów, programów i działań na szczeblu krajowym, regionalnym i międzynarodowym zmierzających do dalszego wyrównywania szans osób niepełnosprawnych,
(g) podkreślając znaczenie włączania kwestii niepełnosprawności do odpowiednich strategii zrównoważonego rozwoju, jako ich integralnej części,
Ten punkt wyraźnie sygnalizuje, że istnieje ryzyko pomijania kwestii niepełnosprawności w tego typu strategiach 
(h) uznając także, że dyskryminacja kogokolwiek ze względu na niepełnosprawność jest pogwałceniem przyrodzonej godności i wartości osoby ludzkiej,
(i) uznając również różnorodność osób niepełnosprawnych,
Z moich doświadczeń wynika, że panują tendencje generalizowania i traktowania na równi wszystkich niepełnosprawności. To co mnie najbardziej dotykało, to kojarzenie niepełnosprawności fizycznej z intelektualną. Różnorodność na poziomie samej niepełnosprawności może mieć przełożenie na różnorodność na poziomie osoby.
(j) uznając potrzebę popierania i ochrony praw człowieka wszystkich osób niepełnosprawnych, w tym osób wymagających bardziej intensywnego wsparcia,
Tutaj mam jedno "ale": dlaczego wprowadzono to rozróżnienie? Wszyscy to wszyscy. I już.
(k) zaniepokojone, że pomimo istnienia różnych rozwiązań i przedsięwzięć, osoby niepełnosprawne w dalszym ciągu napotykają na bariery w udziale w życiu społecznym jako równoprawni członkowie społeczeństwa oraz doświadczają naruszania praw człowieka we wszystkich częściach świata,
(l) uznając znaczenie współpracy międzynarodowej na rzecz poprawy warunków życia osób niepełnosprawnych w każdym kraju, szczególnie w krajach rozwijających się,
(m) uznając cenny wkład, obecny i potencjalny, osób niepełnosprawnych w ogólny dobrobyt i różnorodność społeczeństw, w których żyją oraz uznając, że popieranie pełnego korzystania przez osoby niepełnosprawne z praw człowieka i podstawowych wolności, a także pełnego udziału osób niepełnosprawnych wzmocni ich poczucie przynależności i przyczyni się do rozwoju zasobów ludzkich oraz postępu społecznego i gospodarczego oraz wykorzenienia ubóstwa,
Punkt (m) docenia rolę osób niepełnosprawnych w społeczeństwie. Tylko tak sobie myślę, czy w tym kontekście należy ją eksponować jako jedną rolę? Każdy stoi przed unikalnym zadaniem, niezależnie od poziomu sprawności.

(n) uznając znaczenie dla osób niepełnosprawnych ich indywidualnej samodzielności i niezależności, w tym wolności dokonywania wyborów,
Najbardziej kluczowa zawsze była dla mnie niezależność. I właśnie dlatego ten punkt jest w moim odczuciu tak ważny.
(o) zważywszy, że osoby niepełnosprawne powinny mieć możliwość aktywnego udziału w procesie podejmowania decyzji w zakresie polityki i programów, w tym dotyczących ich bezpośrednio,
(p) zaniepokojone trudnościami, jakie napotykają osoby niepełnosprawne, które są narażone na wielorakie lub wzmocnione formy dyskryminacji ze względu na przynależność rasową, kolor skóry lub płeć, język, religię, poglądy polityczne lub inne, pochodzenie narodowe, etniczne, autochtoniczne lub społeczne, sytuację majątkową, urodzenie, wiek czy inne okoliczności,
Tutaj mam kolejną wątpliwość, zwłaszcza jeśli chodzi o płeć. Czy kobiety niepełnosprawne rzeczywiście doświadczają wzmożonej dyskryminacji ze względu na fakt, że są kobietami? Czasem mam wrażenie, że ich kobiecość jest po prostu pomijana. A czy coś niezauważonego może być przyczyną dyskryminacji? Hmmm...
(q) uznając, że niepełnosprawne kobiety i dziewczęta są często narażone, zarówno w środowisku rodzinnym, jak i poza nim, na większe ryzyko przemocy, naruszania nietykalności osobistej lub znieważania, opuszczenia lub zaniedbywania, znęcania się lub wykorzystywania,
(r) uznając, że niepełnosprawne dzieci powinny w pełni korzystać ze wszystkich praw człowieka i podstawowych wolności, na zasadzie równości z innymi dziećmi oraz przywołując zobowiązania w tym zakresie przyjęte przez Państwa Strony Konwencji o prawach dziecka,
(s) podkreślając potrzebę uwzględniania perspektywy płci we wszystkich wysiłkach na rzecz popierania pełnego korzystania z praw człowieka i podstawowych wolności przez osoby niepełnosprawne,
Kto czytał trochę moich wpisów ten wie, że tutaj zapala mi się lampka ostrzegawcza. Stąd już tylko krok do gender studies. A  pomijając poglądy uważam, że nie należy wszystkiego rozpatrywać według tego samego modelu.
(t) zwracając uwagę na fakt, że większość osób niepełnosprawnych żyje w warunkach ubóstwa i uznając, w związku z tym, pilną potrzebę zajęcia się problemem negatywnego wpływu ubóstwa na osoby niepełnosprawne,
(u) mając na uwadze fakt, że w celu zapewnienia pełnej ochrony osób niepełnosprawnych, w szczególności podczas konfliktów zbrojnych i obcej okupacji, konieczne jest stworzenie warunków pokoju i bezpieczeństwa, w oparciu o pełne poszanowanie celów i zasad zawartych w Karcie Narodów Zjednoczonych oraz przestrzeganie odpowiednich dokumentów dotyczących praw człowieka,
(v) uznając znaczenie dostępności środowiska fizycznego, społecznego, gospodarczego i kulturalnego, dostępu do opieki zdrowotnej i edukacji oraz do informacji i środków komunikacji celem umożliwienia osobom niepełnosprawnym pełnego korzystania ze wszystkich praw człowieka i podstawowych wolności,
(w) biorąc pod uwagę, że jednostka, mająca obowiązki w stosunku do innych osób i w stosunku do społeczeństwa do którego należy, jest zobowiązana dążyć do popierania i przestrzegania praw uznanych w Międzynarodowej Karcie Praw Człowieka,
(x) wyrażając przekonanie, że rodzina jest naturalną i podstawową komórką społeczeństwa i jest uprawniona do ochrony przez społeczeństwo i państwo, a osoby niepełnosprawne i członkowie ich rodzin powinni otrzymywać niezbędną ochronę i pomoc umożliwiającą rodzinom przyczynianie się do pełnego i równego korzystania z praw przez osoby niepełnosprawne,
Niezbędna ochrona i pomoc... Pojęcie względne. Każde państwo ma swój system pomocy. jednak często pozostawia on wiele do życzenia.
(y) wyrażając przekonanie, że powszechna i całościowa konwencja międzynarodowa, mająca na celu popieranie oraz ochronę praw i godności osób niepełnosprawnych, istotnie przyczyni się do zaradzenia głęboko niekorzystnej sytuacji społecznej osób niepełnosprawnych i będzie promować ich aktywność w sferze obywatelskiej, politycznej, gospodarczej, społecznej i kulturalnej, na zasadach równych szans, zarówno w krajach rozwijających się, jak i rozwiniętych,
uzgodniły, co następuje:
Uff, koniec preambuły. Znudzony/a? Obiecuję, że treść zasadniczą omówię bardziej kompleksowo. Ale to już następnym razem.

czwartek, 29 września 2016

Konwencja (1)

Z racji faktu, że coraz więcej mówi się o prawach osób niepełnosprawnych, postanowiłam wziąć na warsztat Konwencję o Prawach Osób Niepełnosprawnych. Postaram się omówić ją punkt po punkcie. Cała konwencja jest długa, więc cykl również nie będzie należał do najkrótszych. Myślę jednak, że warto poświęcić trochę czasu, aby poznać swoje prawa.
Konwencję rozpoczyna Preambuła:

Państwa Strony niniejszej konwencji:
(a) przywołując zasady proklamowane w Karcie Narodów Zjednoczonych, które uznają przyrodzoną godność i wartość oraz równe i niezbywalne prawa wszystkich członków rodziny ludzkiej za podstawę wolności, sprawiedliwości i pokoju na świecie,

Z kolei w Karcie Narodów Zjednoczonych czytamy:

MY, LUDY NARODÓW ZJEDNOCZONYCH, ZDECYDOWANE uchronić przyszłe pokolenia od klęski wojny, która dwukrotnie za naszego życia wyrządziła ludzkości niewypowiedziane cierpienia, przywrócić wiarę w podstawowe prawa człowieka, godność i wartość jednostki, równość praw mężczyzn i kobiet oraz narodów wielkich i małych, stworzyć warunki umożliwiające utrzymanie sprawiedliwości i poszanowanie zobowiązań wynikających z umów międzynarodowych i innych źródeł prawa międzynarodowego, popierać postęp społeczny i poprawę warunków życia w większej wolności, I W TYM CELU postępować tolerancyjnie i żyć ze sobą w pokoju jak dobrzy sąsiedzi, zjednoczyć swe siły dla utrzymania międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, zapewnić przez przyjęcie zasad i ustalenie metod, aby siła zbrojna używana była wyłącznie we wspólnym interesie, korzystać z organizacji międzynarodowych w celu popierania gospodarczego i społecznego postępu wszystkich narodów.


Tak więc postuluje się godność, równość wobec prawa, większą tolerancję i postęp społeczny. Osobiście zawsze zapala mi się lampka ostrzegawcza, jeśli chodzi o postulat tolerancji. Dla mnie jest ona pojęciem znacznie węższym niż akceptacja. Tolerować to zaledwie znosić coś, co wykracza poza nasz system przekonań. Dopiero akceptacja umożliwia włączanie osób niepełnosprawnych w struktury społeczne. Tak więc sama tolerancja nie wystarczy. Czy w Konwencji mowa zatem o akcepracji? Zapraszam do lektury kolejnych wpisów.

czwartek, 15 września 2016

Mentalność bycia z boku

Nie tak dawno miała miejsce dyskusja dotycząca edukacji osób niepełnosprawnych. Znów pojawiły się głosy za i przeciw tworzeniu oddzielnych placówek oświatowych. Ja miałam szczęście chodzić do szkoły publicznej, zaczynałam od klasy integracyjnej (gdzie więcej uczniów ma niepełnosprawność), później na placu boju” zostałam tylko ja, w związaku z czym miałam przydzielonego nauczyciela wspomagającego, którego rola polegała na sporządzaniu mi notatek, pisaniu sprawdzianów (mam nieczytelne pismo) oraz przeprowadzania w trakcie przerw (nie poruszałam się wtedy za pomocą balkonika). Długo myślałam (chyba w zasadzie nadal myślę), że było to najlepsze rozwiązanie. Miałam przecież kontakt z rówieśnikami bez niepełnosprawności. Oburzały mnie opinie, że oddzielna edukacja może gwarantować lepszy start w normalny” świat (mniej więcej taką opinię wyraził kiedyś pewien absolwent szkoły dla osób niewidomych). Ale po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że może coś w tym jest. Będąc uczniem klasy, w której jest ekstra nauczyciel specjalnie dla Twoich potrzeb i gdzie z oczywistych względów zostajesz w klasie w trakcie przerwy, możesz czuć się trochę inny. Nie chodzi tu o niechęć ze strony innych uczniów, ale o... No właśnie, o co? Nawet trudno to nazwać, ale jestem prawie pewna, że obecność nauczyciela wspomagającego wytwarzała dodatkowy dystans w stosunku do mnie. Zarówno na studiach, jak i po ich ukończeniu dodatkowego nauczyciela już nie było, ale uczucie dystansu pozostało. Nazwałam to później mentalnością bycia z boku. Oczywiście, że kluczowe były tu znowu nastawienia z obu stron, ale może gdyby tego nauczyciela nie było... Ale co wtedy? Wtedy jedyną alternatywą byłoby nauczanie indywidualne (skądinąd swego czasu usilnie mi wpierane), które stanowiłoby dla mnie osobistą katastrofę. Dziś jestem bogatsza o tamte doświadczenia i wiem, że oddzielna edukacja może mieć swoje plusy. Zaoszczędzi ona wielu rozczarowań zarówno dziecku, jak również rodzicom. Najlepszym rozwiązaniem jest edukacja włączająca, ale do jej wprowadzenia w Polsce jeszcze daleka droga.
Image result for inclusion integration and segregation

czwartek, 8 września 2016

Let`s talk about sex

Coraz częściej natrafiam na wywiady, artykuły czy filmy związane z seksualnością osób niepełnosprawnych fizycznie. Wszystko wydaje mi się sensowne, z jednym wyjątkiem: seksualność sprowadzana jest głównie do seksu. Dwa przykłady: w jednym z wywiadów czytam, że kobiety niepełnosprawne mają szansę na udane relacje damsko-męskie. Później następuje opis negatywnych postaw społecznych związanych z tym tematem. Artykuł wciąga mnie coraz bardziej, a tu nagle czytam, że najważniejsze, żeby kobiety miały pozytywny stosunek do masturbacji. Konsternacja. Ja mam akurat negatywny, hmm... Ale nie to mnie uderzyło najbardziej. Czy ktoś pomyślał, że w związku chodzi bardziej o uczucie niż o seks? Przykład numer dwa: film “Sztuka latania” z lat 90-tych. Kobieta niepełnosprawna chce przed śmiercią być z mężczyzną. Ale tylko fizycznie. I choć nader prawdziwy wydaje się ich dialog, w którym ona pyta, czy nie chce z nią być dlatego, że jest kaleką, a on po głębszym namyśle odpowiada, że powodem jest jego kalectwo w postaci nieumiejętności bycia z nią, to jednak znowu wszystko kręci się wokół seksu. A czy ktoś pomyślał, że on nie jest uczuciem? A przecież pragnie się miłości, ale tej z poziomu serca, a nie łóżka.
 Zdjęcie: Wikipedia

czwartek, 1 września 2016

Jałmużna

Siedzę w barze nad jeziorem. Podchodzi jakiś pan i pyta osób, które są ze mną (tutaj następuje pierwsze poirytowanie - mam awersję do sytuacji, gdzie pytanie dotyczące mnie kieruje się do kogoś innego). Ale pytanie było jeszcze bardziej irytujące. Pan chciał mi dać 20 złotych, bo...jeżdżę na wózku. Pomijając fakt, że balkonik nie jest wózkiem (a jeśli już ktoś się decyduje na synonimiczne użycie tych dwóch wyrazów, to nie jeżdżę NA nim, tylko co najwyżej Z), to oferowanie mi pieniędzy (po raz drugi, podobną sytuację miałam w Poznaniu) rozbroiło mnie kompletnie. Ja wiem, wyglądu miss Polski na wózku to ja nie mam, a jedną z praktyk pokutnych jest jałmużna, ale chyba są jakieś granice. No dobrze, już ochłonęłam. W każdym razie takie sytuacje pokazują, że stereotyp niepełnosprawny = biedny jeszcze funkcjonuje. No cóż, znowu trzeba być wyrozumiałym.

źródło: Pixabay

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rusz się!

Tytuł sugeruje, że post będzie motywował do aktywności fizycznej. Nic bardziej mylnego. Zwłaszcza, że regularność treningów z Chodakowską (tak, poruszając się o balkoniku można ćwiczyć z Chodakowską) wygląda u mnie ostatnio różnie. Ale do rzeczy. Zauważyłam, że niektóre osoby mające, nazwijmy to, mniejszy kontakt ze światem, oczekują, że świat nawiąże kontakt z nimi. A skoro nie nawiązuje, to jest “be”. Ale skąd świat ma niby wiedzieć, że go potrzebujesz? Sama w pewnym momencie utknęłam w domu. Owszem, u podłoża leżała niepełnosprawność, ale do tego doszło moje nastawienie i schemat “skoro jestem niepełnosprawna, to świat mnie nie chce”. Pisałam już, że nie lubię schematów. W pewnym momencie zreflektowałam się, że przecież świat nie wpadnie na to, że Ania chce wyjść z domu. Co prawda zdarzają się jeszcze ściany, przez które trudno mi się przebić. Ale wiem, że nie próbując, nigdy ich nie przeforsuję, a one będą rosnąć niczym mury z piosenki Kaczmarskiego. Tak więc daj znać światu, że go potrzebujesz (oczywiście w możliwy sposób - jeśli nie możesz wyjść z domu, skorzystaj z internetu). A wtedy świat zorientuje się, że potrzebuje również Ciebie. I pamiętaj: manna z nieba w tym przypadku raczej nie spadnie. Zwłaszcza, że od nieba oddziela Cię sufit.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Ja sama!

Nie wiem, czy stanowię wyjątek, ale jako dziecko zawsze chciałam wszystko robić bez niczyjej pomocy. Szczerze powiedziawszy, trochę mi tak zostało do dzisiaj. Tylko że w niektórych przypadkach, takich jak tramwaje wysokopodłogowe, nie zawsze mogę wykazać taką postawę. Do niedawna strasznie mnie to frustrowało. Widocznie chciałam być za bardzo wyemancypowana w niektórych kwestiach. Jakiś czas temu dotarło do mnie, że ja przecież nie muszę dawać ze wszystkim rady. A nawet jeśli mam do zrobienia coś, co nie sprawia mi trudności, czasem daję ludziom oferującym pomoc szansę wykazania się. Ma to jeszcze jeden plus: można poznać całkiem fajne osoby (kilka razy już mi się to zdarzyło). Na dodatek ćwiczy się pokorę i umiejętność proszenia o pomoc (co na początku jest najtrudniejsze). A więc emancypacja – tak, ale zdrowa i w odpowiednich ilościach :)


czwartek, 11 sierpnia 2016

Naleśnik

Jedna z moich największych miłości. Ostatnio widziałam filmik – instrukcję, jak pocieszyć smutną osobę. Należy ją w pierwszej kolejności zawinąć szczelnie w kocyk i w ten sposób nadać jej kształt naleśnika. Ja tam w słabych chwilach wolę naleśniki jeść, aniżeli przypominać. A to dlatego, że naleśnik ma najczęściej nadzienie, w związku z czym jest zwinięty. Jeśli trzymać się analogii do człowieka, będąc jak naleśnik, szczelnie zakrywa on swoje wnętrze, aby nic nie wydostało się na zewnątrz. Wtedy może on albo eksplodować i zalać sobą, albo skurczyć się do najmniejszych rozmiarów. W obydwóch przypadkach nikt nie zachwyci się wspaniałym wnętrzem. Dlatego nie upodabniajmy się do naleśników, po prostu je jedzmy.


czwartek, 4 sierpnia 2016

Nu pogodi

Pamiętacie bajkę Wilk i Zając"? Na końcu każdego odcinka Wilk krzyczał: Zając, ja ci jeszcze pokażę!” Jak wiemy, nie pokazał do tej pory. I szczerze wątpię, żeby kiedykolwiek mu się to udało. Dlaczego? Powód jest prosty: zrobienie czegoś tylko dlatego, żeby komuś coś udowodnić (co ma nieraz formę małej zemsty, tak jak w bajce) mija się z celem i najczęściej spala na panewce. Miałam (i mam) mnóstwo sytuacji, w których słyszę komunikaty w stylu to nie dla Ciebie” (w domyśle oczywiście najczęściej chodzi o niepełnosprawność). I wtedy sobie myślę Ale że co przepraszam? Że ja nie dam rady? Uda mi się. Zobaczysz”. No I co? Przysłowiowy guzik. W dodatku z pętelką. Udowadnianie jest najgorszą z motywacji do robienia czegokolwiek. Mało kiedy takie działanie zakończone jest sukcesem, a najczęściej prowadzi do jeszcze większych frustracji. Jeśli z Twojej aktywności nie wynika nic dobrego dla Ciebie, ani tym bardziej dla kogoś innego, zostaw “nu pogodi” Wilkowi – może jednak kiedyś mu się uda...

czwartek, 28 lipca 2016

Kamień pełen mądrości

Jak myślicie, o jakim kamieniu mowa? Nie, nie chodzi o kamień filozoficzny. Ani też o żaden inny. Tak naprawdę nie chodzi nawet o rzecz, tylko o osobę. Konkretnie rzecz biorąc, o Edytę Stein (Stein w języku niemieckim oznacza kamień). Nie spodziewałam się, że ją spotkam. Decydując się na doktorat o kobiecości i niepełnosprawności odkryłam, że literatura przedmiotu opiera się w zasadzie wyłącznie o gender studies. Jak już każdy zdążył pewnie zauważyć, z tą teorią nie do końca mi po drodze. Nie chcę tutaj rozwodzić się nad jej słusznością. Po prostu jej nie kupuję. No i właśnie dlatego zaczęłam szukać alternatyw. W ten sposób dotarłam do Edyty Stein. Kto chciałby zapoznać się z ponadczasowym spojrzeniem na kobiecość i nie boi się filozoficznego (ale nie do przesady) języka, odsyłam do jej książek. Ale moja sympatia do tej postaci uwarunkowana jest także innymi czynnikami. Życiorys Edyty, jej wybory życiowe, a także konsekwencja wywarły na mnie ogromne wrażenie. Urodzona jako Żydówka, po okresie całkowitego odrzucenia religii konwertowała na katolicyzm. Ta decyzja spotkała się z dezaprobatą jej matki. Naukowiec żywiący pragnienie zamążpójścia, który zostaje siostrą zakonną. W końcu katoliczka, która umiera w Auschwitz-Birkenau jako Żydówka, nie wypierając się swoich korzeni. Moje poszukiwania naukowe nie zaowocowały (mam nadzieję, że póki co) uzyskaniem stopnia doktora, ale za to czymś znacznie ważniejszym – przyjaźnią na całe życie.
P. S. Po umieszczeniu zeszłotygodniowego wpisu Serce i rozum” przeczytałam wykład Podstawy formacji kobiety”. Oto, co znalazłam: „...w królestwie ducha kluczowe znaczenie ma rozum; stanowi on oko, przez które przenika światło do mroków duszy (...)Kształtowanie rozumu nie powinno się jednak dokonywać kosztem kształtowania uczuć”. Jak widać, Edyta Stein podzielała moje zdanie :)

czwartek, 21 lipca 2016

Serce i rozum

Niedawno przypomniała mi się reklama internetu wykorzystująca te dwa motywy. W zasadzie każdego dnia musimy decydować, czym będziemy się kierować. To jasne, że w każdej kwestii należy iść za głosem serca nie zagłuszając racjonalnych przesłanek. Problem jednak pojawia się wtedy, kiedy rozum każe przesłonić serce. Zwłaszcza, kiedy jest on “wspierany” przez osoby z zewnątrz mówiące na przykład, że “łatwiej będzie Ci pracować w domu”. A dla Twojego serca to jest dużo trudniejsze, w związku z czym stawia opór. Tym bardziej, kiedy fizyczność tego nie uniemożliwia. Akurat ja tego typu rozumowe przesłanki zignorowałam. Oczywiście nie oznacza to, że zamierzam całkowicie iść za głosem serca i zrealizować wszystkie moje irracjonalne marzenia (w dzieciństwie chciałam być łyżwiarką figurową). Ale na pewno trzeba mieć w pamięci słowa Mickiewicza “miej serce i patrzaj w serce”.

czwartek, 14 lipca 2016

Ograniczenia

Po skończeniu studiów doktoranckich byłam przekonana, że niepełnosprawność nie wywrze wpływu na moje poczynania na rynku pracy. Jak bardzo się myliłam! Wpływ był przeogromny. Na chwilę obecną nie jestem w stanie stwierdzić, czy sytuacja ta była spowodowana moim postrzeganiem niepełnosprawności czy postrzeganiem innych. Niemniej bardzo dużo się wtedy nauczyłam. Między innymi tego, że nawet osoby, które bardzo lubisz i które chcą Ci pomóc, mogą zapytać “Jakie masz ograniczenia”, zamiast “czy je masz”. Takie pytanie najpierw zaboli, a później doprowadzi (przynajmniej mnie) do szewskiej pasji (cnotą pokory nigdy nie mogłam się za bardzo pochwalić), bo to przecież zakładanie z góry, że niepełnosprawność nakłada ograniczenia. A jeśli chodzi o pracę, ja ich nie mam. No cóż, zdarza się. Jedyna recepta to ochłonąć, wyjaśnić i postarać się zrozumieć. W końcu osoby z najbliższego otoczenia też mają prawo być częścią nieuświadomionego społeczeństwa:)
  

czwartek, 7 lipca 2016

Kim jestem?

Pytanie natury egzystencjalnej. Ale dzisiaj nie o wymiarze egzystencjalnym, tylko o...języku. Wykształcenie lingwistyczne przypomina o sobie, kiedy automatycznie analizuję wszelkie formy językowe. Tym razem chciałabym się zastanowić nad rozróżnieniem pomiędzy osobą niepełnosprawną a osobą z niepełnosprawnością. W języku polskim (i nie tylko) za poprawne uchodzi określenie “osoba z niepełnosprawnością”. Tłumaczy się to w ten sposób, że niepełnosprawność nie definiuje całej osoby. Owszem, może i nie definiuje całkowicie, ale na pewno ma na nią wpływ. To, czy będzie on pozytywny czy negatywny, zależy tylko od niej samej. Nawet jeśli traktuje się ją jako coś naturalnego i nie zauważa się tego odzziaływania, ono istnieje. Jest jednym z elementów kształtujących tożsamość. Dlatego jestem skłonna opowiedzieć się po stronie modelu brytyjskiego, który, postulując społeczny model niepełnosprawności, opowiada się za użyciem nazwy “osoba niepełnosprawna”. “Osoba z niepełnosprawnością” sugeruje, że niepełnosprawność jest zupełnie nieistotna. A przecież jest, czasem może nawet aż za bardzo... Ok, trafia do mnie argument, że to jest “person first language”, wysuwający aspekt osobowy na pierwsze miejsce. Ale z drugiej strony to zupełnie tak samo, jakby powiedzieć osoba z bezdomnością czy kobieta z kobiecością zamiast osoba bezdomna i kobieca kobieta. A więc jestem kobietą niepełnosprawną. Wow. Brzmi dumnie :)

czwartek, 30 czerwca 2016

Niepełnosprawność

Zanim doszłam do etapu, w którym zaczęłam postrzegać siebie jako kobietę, musiałam zmierzyć się z moją niepełnosprawnością. Patrzenie na siebie przez jej pryzmat nie jest łatwe. Ogranicza ona kontakt ludźmi, uniemożliwia podjęcie zatrudnienia poza domem, wyklucza szansę na założenie rodziny. Ale zaraz, czy to aby na pewno tak? Czy to nie przypadkiem postawy społeczne to uniemożliwiają? No dobrze, ale nawet jeśli, to jak je zmienić? Przecież najczęściej nie można wyeliminować niepełnosprawności ze swojego życia. Nie, nie można, a ja twierdzę, że wręcz NIE NALEŻY. Niepełnosprawność, chcąc nie chcąc, wpływa na podejmowanie pewnych decyzji, przez co kształtuje mnie jako osobę. Dlatego też jest częścią mnie i nie mam prawa traktować jej jako niepotrzebnego elementu (co oczywiście nie oznacza rezygnacji ze wszelkich form usprawniania, ale to jest eliminacja dysfunkcji, a nie niepełnosprawności. O różnicy między tymi dwoma pojęciami napiszę kiedy indziej). Dopóki nie zaakceptujesz tej prawdy o sobie, nie pójdziesz dalej i nie będziesz potrafił(a) stawić czoła postrzeganiu społecznemu. W końcu, jak czytamy u św. Jana, "prawda was wyzwoli"






.

piątek, 24 czerwca 2016

Moherowy feminizm

Moherowy feminizm... Określenia wykluczające się wzajemnie. Ale czy aby na pewno? Mam wrażenie, że hołdując tradycyjnym wartościom i będąc katoliczką jestem postrzegana jako moher. Z drugiej strony, zależy mi na odbieraniu mnie (ale nie tylko mnie) jako kobiety w pełnym tego słowa znaczeniu. A więc feministka. Z tą różnicą, że, podążając za Edytą Stein, duchowa (o Edycie i jej roli w moim życiu napiszę później). Okazuje się więc, że można łączyć w sobie dwie z pozoru przeciwstawne postawy. Osobiście nie mam nic przeciwko, nigdy nie lubiłam schematów. Może dlatego, że z powodu niepełnosprawności często mnie w nie wpychano.