Moherowy feminizm...
Określenia wykluczające się wzajemnie. Ale czy aby na pewno? Mam
wrażenie, że hołdując tradycyjnym wartościom i będąc
katoliczką jestem postrzegana jako moher. Z drugiej strony, zależy
mi na odbieraniu mnie (ale nie tylko mnie) jako kobiety w pełnym
tego słowa znaczeniu. A więc feministka. Z tą różnicą, że,
podążając za Edytą Stein, duchowa (o Edycie i jej roli w moim
życiu napiszę później). Okazuje się więc, że można łączyć
w sobie dwie z pozoru przeciwstawne postawy. Osobiście nie mam nic
przeciwko, nigdy nie lubiłam schematów. Może dlatego, że z powodu niepełnosprawności często
mnie w nie wpychano.
Zdaję sobie sprawę, że próbując przedrzeć się przez gąszcz blogów, ten możesz zwyczajnie ominąć. Ale jeśli chcesz poczytać o moich próbach zmierzenia się z zagadnieniem niepełnosprawności i kobiecości oraz odniesienia ich do tradycyjnych wartości, zapraszam do lektury i polubienia mojej strony: https://web.facebook.com/feministkaducha/
Ciekawy pomysł na blog. Twoje spojrzenie na świat może pokazywać interesującą perspektywę. Powodzenia Ania! Będę zaglądać.
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam
UsuńPowodzenia w prowadzeniu bloga, trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuńNa pewno będę zaglądać. Krótkie i dość konkretne wpisy budzą ciekawość Twojego punktu widzenia :)
OdpowiedzUsuń___________________
Zapraszam tu http://sufrazystka.blog.pl i tu https://facebook.com/sufrazystka/
Dziękuję, na pewno zajrzę
UsuńNajważniejsze to być sobą na pohybel innym :) Sama jestem zbiorem sprzeczności rozważna i romantyczna :)
OdpowiedzUsuńKrótko, ale treściwie. Na pewno wrócę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
Usuń