Szukaj na tym blogu

środa, 30 listopada 2016

Cuda się zdarzają (3)

Po uzbieraniu całej kwoty niemal natychmiast napisałam do Szwajcarii. Spodziewałam się, że przywiozą mi sprzęt, zademonstrują, jak używać i już. A tu kolejna niespodzianka... Dostałam wiadomość, że najlepiej byłoby, gdybym znowu przyjechała do Solothurn. Automatycznie pomyślałam, że to wiąże się dla mnie z dodatkowymi kosztami. Nie napisałam tego w mailu, ale widocznie z jego tonu dało się wyczuć moje wątpliwości. Dostałam bowiem propozycję pokrycia większości kosztów pobytu. Nie omieszkałam skorzystać i niecały tydzień później leciałam do Szwajcarii.

Zajechawszy na miejsce, niemal od razu miałam przymiarkę do sprzętu. Martin, twórca metody, zapoznał mnie z mechanizmem działania, którym byłam (i jestem) zachwycona. Oprócz rehabilitacji miałam zapewnione również inne atrakcje, których w życiu bym się nie spodziewała. Samo miasteczko okazało się na tyle urokliwe, że można zostawić tam swoje serce.


Znowu wróciłam do Polski podbudowana. Przygoda jednak trwa dalej. Sprzęt od niedawna jest u mnie. Teraz dopiero zaczyna się najważniejsze. Jakie będą efekty, tego dokładnie nie wiem. Wiem tylko, że teraz wszystko zależy ode mnie i od Kogoś, Kto mnie tam pokierował. W zasadzie kolejność powinna być odwrotna. Niemniej jednak to Jemu należą się największe podziękowania. Ale oczywiście serdeczne dziękuję również tym, którzy wspierali mnie w jakikolwiek sposób, nie tylko finansowy <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem bardzo ciekawa, co myślisz na ten temat