Po uzbieraniu całej
kwoty niemal natychmiast napisałam do Szwajcarii. Spodziewałam się,
że przywiozą mi sprzęt, zademonstrują, jak używać i już. A tu
kolejna niespodzianka... Dostałam wiadomość, że najlepiej byłoby,
gdybym znowu przyjechała do Solothurn. Automatycznie pomyślałam,
że to wiąże się dla mnie z dodatkowymi kosztami. Nie napisałam
tego w mailu, ale widocznie z jego tonu dało się wyczuć moje
wątpliwości. Dostałam bowiem propozycję pokrycia większości
kosztów pobytu. Nie omieszkałam skorzystać i niecały tydzień
później leciałam do Szwajcarii.
Zajechawszy na miejsce,
niemal od razu miałam przymiarkę do sprzętu. Martin, twórca
metody, zapoznał mnie z mechanizmem działania, którym byłam (i jestem) zachwycona. Oprócz rehabilitacji miałam zapewnione również
inne atrakcje, których w życiu bym się nie spodziewała. Samo
miasteczko okazało się na tyle urokliwe, że można zostawić tam
swoje serce.
Znowu wróciłam do
Polski podbudowana. Przygoda jednak trwa dalej. Sprzęt od niedawna
jest u mnie. Teraz dopiero zaczyna się najważniejsze. Jakie będą
efekty, tego dokładnie nie wiem. Wiem tylko, że teraz wszystko
zależy ode mnie i od Kogoś, Kto mnie tam pokierował. W zasadzie
kolejność powinna być odwrotna. Niemniej jednak to Jemu należą
się największe podziękowania. Ale oczywiście serdeczne dziękuję
również tym, którzy wspierali mnie w jakikolwiek sposób, nie
tylko finansowy <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem bardzo ciekawa, co myślisz na ten temat