Kryzysy zdarzają się chyba każdemu. Któż z nas nie miał chwil zwątpienia, nie krzyczał z bezsilności czy nie płakał nocami w poduszkę? Chwile zwątpienia, krzyk, płacz - nic pozytywnego z takiego kryzysu nie wynika. Czy aby na pewno?
Kryzys definiuje się jako czas, w którym na skutek określonych wydarzeń człowiek traci zdolność do radzenia sobie w sytuacjach codziennych. Wówczas ulega zachwianiu równowaga emocjonalna, a wzmożony stres wręcz uniemożliwia prawidłowe reakcje. Stan, który w mniejszym lub większym stopniu znamy z autopsji. Czy jednak zastanawialiśmy się kiedyś nad pozytywnymi aspektami takich przeżyć?
Erik Erikson upatrywał w nich szansy na rozwój osobowości. Wyodrębnił on trzy fazy kryzysu:
1. Fazę szoku, w której pojawiają się negatywne emocje, a znane nam mechanizmy zawodzą.
2. Fazę przepracowania, gdzie próbujemy znaleźć wyjście z danej sytuacji. Wskazane jest tutaj rozwiązane adaptacyjne, podczas gdy ludzie często stosują reakcję obronną uciekając od danej sytuacji (osobiście staram się unikać tych ostatnich, ale wiem, że czasem wydaje się to wręcz niemożliwe).
3. Fazę nowego zorientowania, kiedy możemy podjąć pozytywne decyzje na bazie doświadczeń zdobytych w wyniku kryzysu. To z kolei wpływa na rozwój osobisty oraz znalezienie nowych motywów postępowania, Tutaj możemy również mówić o nowym usytuowaniu Boga w naszym życiu, o którym pisze o. Marian Zawada OCD. Wówczas życie duchowe nabiera innego wymiaru stając się jednocześnie bardziej głębokim.
Święty Jan od Krzyża jako środek na przezwyciężenie kryzysu duchowego zalecał cierpliwe trwanie przy Bogu. Psycholodzy wymieniają jeszcze szereg innych metod, spośród których wspomnę tutaj racjonalną analizę sytuacji (choć wiem, że racjonalne spojrzenie w obliczu kryzysu jest co najmniej trudne), poszukanie źródeł wsparcia (wystarczy obecność, nie trzeba opowiadać szczegółowo całej historii) i wyciągnięcie wniosków. Jednym ze sposobów jest też zwalczanie stresu jedzeniem. Ale tego nie polecam, skutki są opłakane.
Na ten rodzaj kryzysu nie pomoże bomba atomowa ani Socjalistyczna Reforma Ustrojowa proponowana przez kabaret TEY (kto nie widział - polecam :D). Pomoże natomiast świadomość, że On jest z nami i że wyprowadzi z tego dobro, otwierając nas jeszcze bardziej na Siebie i drugiego człowieka.
Co nie znaczy, że unikniemy szlochania w poduszkę czy powtarzania niczym mantry słów piosenki Starego Dobrego Małżeństwa:
„Przysięgam wam, że płynie czas,
że płynie czas i zabija rany".
Ale to mija, I później nierzadko jest się paradoksalnie wdzięcznym za to doświadczenie.
Ja myślę, ze rany nie zabija cza, on nas tylko do nich przyzwyczaja, one bledną pod wpływem czasu
OdpowiedzUsuńNo cóż, rana pozostawia często bliznę. Ale rany bolą, blizny - nie. Te ostatnie natomiast czynią nas bardziej wrażliwymi.
UsuńJestem tego samego zdania ;)
UsuńDla mnie wszelkie kryzysy, porażki, niepowodzenia, to znak, że mam się zatrzymać, przemyśleć dotychczasowe życie i... zacząć żyć na nowo. W moim życiu doświadczyłam tragedii (kryzyu), ale wstała po niej jeszcze silniejsza!
OdpowiedzUsuńO tak, trudne sytuacje hartują.
UsuńJeżeli chodzi o zaufanie i wiarę to chyba jest niezbędna żeby żyć. Wiara w Boga, cudowną i dobrą energię czasami jest po prostu maluczka. Dzięki kryzysom możemy się jednak rozwijać chociaż czas jest paskudnie fałszywym lekarzem i leczy owszem ale czasami zabiera wspomnienia... Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńOwszem, czasem leczenie ran wymaga wyzbycia się wspomnień...
UsuńTak, dokładnie :) Zależy też jakie to są wspomnienia bo jak złe to naprawdę lepiej puścić w zapomnienie. A jak dobre, cóż... tych nam szkoda. Najważniejsze to wydostać się z kryzysu i stworzyć na jego kanwie jeszcze silniejsze podstawy na życie :) Obrócić to co negatywne na pozytywne :) Pozdrawiam serdecznie
UsuńAnaliza sytuacji i wyciąganie wniosków to bardzo skuteczne metody. W chwilach kryzysu warto dać sobie określony czas na użalanie się, a potem wstać i isc do przodu🙂
OdpowiedzUsuńTak, wieczne użalanie się działa tylko na naszą niekorzyść.
UsuńNajważniejsze po kryzysie to powstać i iść do przodu z jeszcze większą energią i zapałem
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :)
UsuńJa się już w pewnym sensie do kryzysów przyzwyczaiłam- wiem, że one zawsze będą nadchodzić. I mam momenty, kiedy chce mi się wyć, na co sobie zresztą pozwalam. Potem natomiast zbieram się i działam dalej :)
OdpowiedzUsuńTak, kryzysy zawsze będą. Grunt, żeby nas nie paraliżowały. Ja staram się działać nawet wtedy, kiedy jeszcze wyję :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKryzys jest zawsze informacją i jeśli uda nam się przejśc przez ból na drugą stronę, zamiast od niego uciekać, wyjdziemy silniejsi!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie kryzysy umacniają :)
UsuńNiestety, życie tak się ciągnie od kryzysu do kryzysu. Ale po każdym z nich przecież wychodzi słońce i są szczęśliwe dni, ma więc co się poddawać nigdy
OdpowiedzUsuńW końcu każda burza kiedyś się kończy...
UsuńJestem w fazie nowego zorientowania i tutaj już jestem w stanie uwierzyć, że ten kryzys był bardzo ważnym doświadczeniem. Niestety, w dwóch poprzednich fazach nie ma jak tego poczuć... :-( I to jest chyba najtrudniejsze.
OdpowiedzUsuńDlatego potrzebna jest tego świadomość, która wyzwala nadzieję, że będzie lepiej, mimo że tak bardzo boli.
UsuńKryzys siłą wyrywa nas ze strefy komfortu, a to czasem dobre, by odnaleźć nową drogę
OdpowiedzUsuńTak, nieraz okopujemy się nie dopuszczając niczego do siebie, przez co nie widzimy alternatywnego rozwiązania.
UsuńNigdy nie witam żadnego kryzysu z uśmiechem, ba! ja nawet przechodzę je za każdym razem bardzo emocjonalnie. Ale teraz już po latach różnych doświadczeń wiem, że prędzej czy później minie i przyniesie dla mnie jakąś kolejną ważną lekcję. W końcu prędzej czy później to słońce przecież musi nam nad głową zaświecić :)
OdpowiedzUsuńJa też przechodzę je emocjonalnie, chyba nawet bardziej niż kiedyś. Ale też bardziej niż kiedyś mam świadomość, że ze wszystkiego wynika ostatecznie coś dobrego.
UsuńSytuacje kryzysowe są przełomowe, zatem są niezbędne ;) Grunt to nauczyć się szybko powracać do pełni sił i radości życia ;)
OdpowiedzUsuńNieraz może nie można aż tak szybko, ale na pewno trzeba do tego dążyć :)
UsuńDokładnie. kryzysy budują w nas siłe o ile wyciągniemy z nich wnioski :D
OdpowiedzUsuńA niewątpliwie z każdego jakieś płyną
UsuńPo kryzysie można wiele zniego wyciągnąć. To może dac tzw kopa do rozwoju osobistego. Wiara na pewno też pomaga w wyjsciu z kryzysu.
OdpowiedzUsuńTak, z kryzysów wyciąga się niezapomniane lekcje
UsuńO tak chwilowy kryzys może dać ogromnego kopa do dalszej pracy ;)
OdpowiedzUsuńTak, po kryzysie pracuje się ze zdwojoną energią
Usuń"„Przysięgam wam, że płynie czas,
OdpowiedzUsuńże płynie czas i zabija rany"." to Stachura :D
Tak, Stachura. A teksty Stachury wykorzystało w swoich piosenkach Stare Dobre Małżeństwo.
UsuńDla mnie wszelkie kryzysy, to czas by się zatrzymać.....czas przemyśleń każdemu dobrze robi :-)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, choć powinniśmy się zatrzymywać i bez kryzysów.
UsuńJa zawsze z kryzysu wychodzę z nowymi siłami. Dlatego gdy już nadchodzi staram się tłumaczyć sobie, że to chwilowe i zaraz będzie dużo lepiej :)
OdpowiedzUsuńJa też, choć uczuciom czasem trudno wytłumaczyć :)
UsuńMyślę, że czas leczy rany. Trochę cierpliwości i po kryzysie !
OdpowiedzUsuńMi czasem potrzebny jest kryzys, dzięki niemu umiem poskładać myśli, no i czasem pomaga wypłakanie się i wykrzyczenie :)
OdpowiedzUsuńKryzys skłania do refleksji. A wypłakać się i wykrzyczeć wręcz trzeba :)
UsuńDobry tekst. Racjonalna analiza sytuacji jest chyba możliwa dopiero po odcięciu się od emocji (a to bardzo trudne) za to wnioski są wtedy zaskakujące. Człowiek nagle widzi całą sytuację z zupełnie innej perspektywy i zastanawia się "jak mogłem przez tyle czasu na to nie wpaść" ?
OdpowiedzUsuńOj tak, wyzbycie się emocji jest bardzo trudne.
UsuńOd 38 lat jestem w fazie szoku i już chyba w niej zostanę.
OdpowiedzUsuńhttp://altealeszczynska.blog
Z kryzysów da się wyjść i często wychodzi się mocniejszym
OdpowiedzUsuńW końcu jest takie przysłowie: "co nas nie zabije, to nas wzmocni"
UsuńJa też uważam, że im większy kryzys, im większa rozpacz, tym bardziej należy przylgnąć do Boga. Zjednoczenie z nim, niemal fizyczne, powoduje ( u mnie ) , że się mniej boję, że ufam, a On podsuwa mi coraz lepsze rozwiązania na wyjście z kryzysu :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńTak, On wie najlepiej. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńObecnie kryzysy dopadają mnie często, zwykle na koniec dnia ciężko przepracowanego podczas opieki nad 2 maluszków. Czasem powodem jest brak sił fizycznych, czasem psychicznych a czasem samotność i brak bieżącego wsparcia. Odzywam dopiero gdy mąż wraca z pracy. Jest ciężko ale wiem ze ta praca zaowocuje w przyszłości.
OdpowiedzUsuńZ pewnością zaowocuje :)
OdpowiedzUsuń