Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 maja 2017

Poczucie własnej wartości

„Pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz. Mam na twym punkcie bzika, mam bzika, mam bzika". Słowa te, moim zdaniem, doskonale odnoszą się do poczucia własnej wartości. Bo jeśli nie jest ono dostatecznie ugruntowane, to na skutek różnych wydarzeń pojawia się i znika. A na jego punkcie to chyba każdy ma bzika - wszak każdy chciałby je mieć. Ale czym ono właściwie jest i jak je w sobie wyrobić?

N. Branden zdefiniował poczucie własnej wartości jako skłonność do doświadczania siebie, jako osoby kompetentnej w zakresie stawiania czoła wyzwaniom przynoszonym przez życie, a także zasługującej na szczęście". Spróbujmy rozłożyć tę definicję na czynniki pierwsze.

1. Skłonność do doświadczania siebie. Niby takie oczywiste, ale czy na pewno? Czy zawsze jesteśmy w stanie doświadczać siebie? Czy nie jest czasem tak, że nie dopuszczamy do świadomości swoich ograniczeń i próbujemy zepchnąć nasze uczucia na dalszy plan? Mi szczerze powiedziawszy często zdarzyło się myśleć, że moja dysfunkcja nie ograniczy mnie w niczym. Owszem, nie ograniczy, ale paradoksalnie dopiero wtedy, kiedy uznam jej ograniczające skutki i poszukam alternatywy, nie będzie mnie ograniczać. Uczucia, które wywołuje zarówno sama niepełnosprawność, jak i sytuacje bezpośrednio z nią związane, nie są łatwe. Ale jeżeli nie otworzymy się na ich doświadczanie, one mogą nas stopniowo zabijać. Owszem, czasem to doświadczanie trwa bardzo długo i nas przygniata. Ale w końcu wstajemy, najczęściej silniejsi.

2. Doświadczanie siebie jako osoby. Niepełnosprawność może zaburzać nawet odbieranie siebie jako pełnowartościowej osoby, nie wspominając o postrzeganiu siebie jako pełnowartościowej kobiety. O tym, jak można tego dokonać, napiszę kiedy indziej. Jedno jest pewne: druga osoba nie da Ci takiego poczucia, trzeba odnaleźć je samemu. Owszem, może nim zachwiać i wywołać uczucia wspomniane powyżej, ale rzecz jasna równowaga emocjonalna w końcu wraca.

3. Osoba kompetentna w zakresie stawiania czoła wyzwaniom przynoszonym przez życie. Kiedy już posiadamy świadomość samego siebie, swoich uczuć i siebie jako osoby, czujemy się kompetentni do stawiania czoła wszystkiemu. Wierzcie mi, wiem coś o tym.

4. Osoba zasługująca na szczęście. Każdy z nas na nie zasługuje. Ale o tym czasem musimy się przekonać na drodze do doświadczania siebie na różnych płaszczyznach.

Powtarzanie sobie „jestem wspaniała i wyjątkowa" na niewiele się zda, jeśli nie zna się samej siebie. A więc zacznij od tego, że przyjrzysz się sobie. I w końcu zobaczysz, że jesteś wyjątkowa, uwierzysz w to i nikt nie będzie w stanie tym zachwiać.

Ja na przykład jestem wyjątkowa. W końcu nikt ze znanych mi osób nie ma takiego balkonika jak ja ;) 

  

środa, 24 maja 2017

Błogosławiony kryzys

Kryzysy zdarzają się chyba każdemu. Któż z nas nie miał chwil zwątpienia, nie krzyczał z bezsilności czy nie płakał nocami w poduszkę? Chwile zwątpienia, krzyk, płacz - nic pozytywnego z takiego kryzysu nie wynika. Czy aby na pewno?

Kryzys definiuje się jako czas, w którym na skutek określonych wydarzeń człowiek traci zdolność do radzenia sobie w sytuacjach codziennych. Wówczas ulega zachwianiu równowaga emocjonalna, a wzmożony stres wręcz uniemożliwia prawidłowe reakcje. Stan, który w mniejszym lub większym stopniu znamy z autopsji. Czy jednak zastanawialiśmy się kiedyś nad pozytywnymi aspektami takich przeżyć?

Erik Erikson upatrywał w nich szansy na rozwój osobowości. Wyodrębnił on trzy fazy kryzysu:
1. Fazę szoku, w której pojawiają się negatywne emocje, a znane nam mechanizmy zawodzą.
2. Fazę przepracowania, gdzie próbujemy znaleźć wyjście z danej sytuacji. Wskazane jest tutaj rozwiązane adaptacyjne, podczas gdy ludzie często stosują reakcję obronną uciekając od danej sytuacji (osobiście staram się unikać tych ostatnich, ale wiem, że czasem wydaje się to wręcz niemożliwe).
3. Fazę nowego zorientowania, kiedy możemy podjąć pozytywne decyzje na bazie doświadczeń zdobytych w wyniku kryzysu. To z kolei wpływa na rozwój osobisty oraz znalezienie nowych motywów postępowania, Tutaj możemy również mówić o nowym usytuowaniu Boga w naszym życiu, o którym pisze o. Marian Zawada OCD. Wówczas życie duchowe nabiera innego wymiaru stając się jednocześnie bardziej głębokim.

Święty Jan od Krzyża jako środek na przezwyciężenie kryzysu duchowego zalecał cierpliwe trwanie przy Bogu. Psycholodzy wymieniają jeszcze szereg innych metod, spośród których wspomnę tutaj racjonalną analizę sytuacji (choć wiem, że racjonalne spojrzenie w obliczu kryzysu jest co najmniej trudne), poszukanie źródeł wsparcia (wystarczy obecność, nie trzeba opowiadać szczegółowo całej historii) i wyciągnięcie wniosków. Jednym ze sposobów jest też zwalczanie stresu jedzeniem. Ale tego nie polecam, skutki są opłakane.

Na ten rodzaj kryzysu nie pomoże bomba atomowa ani Socjalistyczna Reforma Ustrojowa proponowana przez kabaret TEY (kto nie widział - polecam :D). Pomoże natomiast świadomość, że On jest z nami i że wyprowadzi z tego dobro, otwierając nas jeszcze bardziej na Siebie i drugiego człowieka.

Co nie znaczy, że unikniemy szlochania w poduszkę czy powtarzania niczym mantry słów piosenki Starego Dobrego Małżeństwa: 

„Przysięgam wam, że płynie czas,
że płynie czas i zabija rany".

Ale to mija, I później nierzadko jest się paradoksalnie wdzięcznym za to doświadczenie.